Wszędzie wokół panował chaos.: niewolników wyprowadzano
właśnie na wysokie podwyższenie, które zaczęłam nazywać sceną z powodu braku
lepszego słowa. To my, niczym aktorzy byliśmy w centrum uwagi, ale jednak nie
płacono nam za żadną grę aktorką… w ogóle nam nie płacili, a my nie graliśmy,
aczkolwiek wkrótce Alera miała otrzymać pieniądze ZA nas, zupełnie jakbyśmy
byli jej własnością.
Włącznie ze mną było nas ośmioro: ja, niedawno poznany
młodzieniec, czarnoskóry mężczyzna w podeszłym wieku, dwie kobiety: jedna o włosach rudych, a druga
jasnych jak zboże, dwóch młodzieńców, których nigdy jeszcze nie widziałam:
jeden o ciemnej karnacji i czarnej czuprynie, drugi o jasnej skórze i
ciemnożółtych włosach. Największe wrażenie robiła jednak najwyżej pięcioletnia
dziewczynka o szarych oczach, bladej, jasnej skórze i włosach o barwie złota
ozdobionych z tyłu kokardą. Większość wyglądała mi na Illan, sama nie wiem
dlaczego, a jedyny spośród całej zbieraniny znany mi towarzysz potwierdził moją
teorię. Wszyscy z pewnością wyglądaliśmy na przerażonych i tacy byliśmy, może
dlatego że to był nasz występ i nie mógł skończyć się miło.
Na podwyższeniu, wyżej od nas stała kobieta ubrana w
szkarłatną suknię z lnu i adamaszku. Na pewno dużo zarobiła na handlu
niewolnikami, o czym świadczyły złote kolczyki i naszyjnik z tego samego
kruszcu. Na ramiona zarzuciła płaszcz obszyty futrem z norek. Przypomniała mi
się wypowiedź Leviana: „Zwierzę to nikt inny, niż Illan, który postanowił
zostać w drugiej postaci.” Jestem pewna, że Alera to wiedziała, ale co ją to
obchodziło: zupełnie jakby szła przed szeregiem skazańców wyliczając: ty na
spektakl, ty na futro, ty do lochu i tak dalej. Spojrzała z pogardą na naszą zbieraninę, z
pewnością nie wyglądającą zbyt dobrze: ponurą przerażoną.
Co innego kupujący: w większości grubi, obżarci mężczyźni (
kobiet było niewiele ) śmiali się i cieszyli. Byli w większości pijani. Wyjątek
stanowiły dwie postacie: tajemnicze osoby trzymały się na tyłach zgromadzenia.
Ubrane były w czarne płaszcze, a twarze zakryły kapturami.
- Witajcie na wielkim targu niewolników! – wykrzyknęła Alera. – Pierwszym okazem dzisiejszych licytacji jest ten oto mężczyzna.
Wprowadzono czarnoskórego staruszka, który ledwo trzymał się na nogach i potykał co chwilę.
- Wygląda niepozornie, ale to wspaniały myśliciel i filozof – wychwalała go Alera. – Jego umysł się wam przyda.
- Precz z darmozjadami! – wrzasnął ktoś z widowni naszego spektaklu. – To tylko wymówka od pracy!
- Sam jesteś darmozjad! – wykrzyknęłam do tłumu odruchowo.
Alera skinęła na kogoś, kto stał po jej prawej stronie. Mężczyzna w ciemnym ubraniu machał sobie toporem jakby to była zabawka i uśmiechał się cały czas niczym pomylony szympans. Przewrócił staruszka na ziemię i odciął mu głowę. Chwile później ciało zabrano ze sceny.
- Nie! – wykrzyknęła jedna z moich towarzyszek, rudowłosa.
- A teraz – zaczęła Alera jakby nic się przed chwilą nie stało – główna atrakcja!
Tym razem na scenę wprowadzono mnie. Odepchnęłam rękę mężczyzny, który wprowadzał tu wszystkich niewolników.
- Ej… - zaczął się jąkać osiłek którego poznałam już wczoraj, o tępym spojrzeniu ślimaka. – Ja przecież umyłem ręce.
Podłoże było śliskie od krwi mojego przeciwnika. Może to i lepiej, że nie żyje, nie będzie musiał znosić katorgi służby u jakiegoś tam bogacza.
- Jest młoda i silna – zaczęła Alera. – Idealna do kopalni lub jako gosposia bądź pokojówka, no i oczywiście jej uroda również jest atutem.
- Sto! – wykrzyknął ktoś.
- Dwieście! – krzyknęła jakaś kobieta.
- Trzysta! – usłyszałam głos „Samjesteśdarmozjada”. – Zobaczymy, czy teraz będziesz mi pyskować!
Tymczasem do dwóch zakapturzonych postaci dotarła spiesznie trzecia. Wszystkie dyskutowały ostro.
- Trzysta po raz pierwszy, po raz dru… - zaczęła Alera.
- Pięć tysięcy! – wykrzyknął młodzieniec z grupy zakapturzonych. Jego wiek poznałam po głosie.
- Pięć tysięcy! – powtórzyła Alera. – Kto da wię… zaraz, ja znam ten głos. To Illanie! Brać ich!
Ja też znam ten głos. Po co on się w ogóle to wpakował? Znów chciał ratować moje życie. Byłam wdzięczna Chevalionowi za jego odwagę… Ale za bardzo się o niego bałam, nie chciałam aż tak ryzykować jego życia. W sumie nie potrzebował pomocy, zrobił to sam.
Wszyscy zaczęli z uśmiechem sięgać po broń, zupełnie jakby oczekiwali krwawej jatki. W tym chaosie walczyli nawet z ludźmi, którzy nie byli Illanami, o ile w ogóle można to było nazwać walką, bo walczący nie-Illanie co chwile zataczali się i przewracali. Wyglądało to tragicznie.
Wyrwałam miecz zza pasa jednego z mężczyzn i popędziłam, torując sobie drogę wśród tłumu. Nie musiałam często używać broni, bo tłum pod wpływem alkoholu robił się wielką bańką-wstańką po szturchnięciu łokciem.
- Witajcie na wielkim targu niewolników! – wykrzyknęła Alera. – Pierwszym okazem dzisiejszych licytacji jest ten oto mężczyzna.
Wprowadzono czarnoskórego staruszka, który ledwo trzymał się na nogach i potykał co chwilę.
- Wygląda niepozornie, ale to wspaniały myśliciel i filozof – wychwalała go Alera. – Jego umysł się wam przyda.
- Precz z darmozjadami! – wrzasnął ktoś z widowni naszego spektaklu. – To tylko wymówka od pracy!
- Sam jesteś darmozjad! – wykrzyknęłam do tłumu odruchowo.
Alera skinęła na kogoś, kto stał po jej prawej stronie. Mężczyzna w ciemnym ubraniu machał sobie toporem jakby to była zabawka i uśmiechał się cały czas niczym pomylony szympans. Przewrócił staruszka na ziemię i odciął mu głowę. Chwile później ciało zabrano ze sceny.
- Nie! – wykrzyknęła jedna z moich towarzyszek, rudowłosa.
- A teraz – zaczęła Alera jakby nic się przed chwilą nie stało – główna atrakcja!
Tym razem na scenę wprowadzono mnie. Odepchnęłam rękę mężczyzny, który wprowadzał tu wszystkich niewolników.
- Ej… - zaczął się jąkać osiłek którego poznałam już wczoraj, o tępym spojrzeniu ślimaka. – Ja przecież umyłem ręce.
Podłoże było śliskie od krwi mojego przeciwnika. Może to i lepiej, że nie żyje, nie będzie musiał znosić katorgi służby u jakiegoś tam bogacza.
- Jest młoda i silna – zaczęła Alera. – Idealna do kopalni lub jako gosposia bądź pokojówka, no i oczywiście jej uroda również jest atutem.
- Sto! – wykrzyknął ktoś.
- Dwieście! – krzyknęła jakaś kobieta.
- Trzysta! – usłyszałam głos „Samjesteśdarmozjada”. – Zobaczymy, czy teraz będziesz mi pyskować!
Tymczasem do dwóch zakapturzonych postaci dotarła spiesznie trzecia. Wszystkie dyskutowały ostro.
- Trzysta po raz pierwszy, po raz dru… - zaczęła Alera.
- Pięć tysięcy! – wykrzyknął młodzieniec z grupy zakapturzonych. Jego wiek poznałam po głosie.
- Pięć tysięcy! – powtórzyła Alera. – Kto da wię… zaraz, ja znam ten głos. To Illanie! Brać ich!
Ja też znam ten głos. Po co on się w ogóle to wpakował? Znów chciał ratować moje życie. Byłam wdzięczna Chevalionowi za jego odwagę… Ale za bardzo się o niego bałam, nie chciałam aż tak ryzykować jego życia. W sumie nie potrzebował pomocy, zrobił to sam.
Wszyscy zaczęli z uśmiechem sięgać po broń, zupełnie jakby oczekiwali krwawej jatki. W tym chaosie walczyli nawet z ludźmi, którzy nie byli Illanami, o ile w ogóle można to było nazwać walką, bo walczący nie-Illanie co chwile zataczali się i przewracali. Wyglądało to tragicznie.
Wyrwałam miecz zza pasa jednego z mężczyzn i popędziłam, torując sobie drogę wśród tłumu. Nie musiałam często używać broni, bo tłum pod wpływem alkoholu robił się wielką bańką-wstańką po szturchnięciu łokciem.
Kiedy dotarłam do zakapturzonych wcześniej postaci nie miały
już na sobie kapturów. Był to Chevalion, Alein oraz jakaś dziewczyna o
brązowych włosach, ciemnej karnacji i piwnych oczach, której nie znałam.
Wszyscy troje opierali się o siebie plecami, aby nie zginąć dźgniętym nożem w
plecy. Chevalion i dziewczyna zręcznie posługiwali się mieczami, zaś Alein miał
opuszczoną klingę, a wokół niego tańczyły złote iskierki które parzyły każdego,
kto go dotknął, tak przynajmniej wynikało z obserwacji.
Dołączyłam do nich, starając się bronić pod naporem wesołej
zbieraniny. Tymczasem niewolnicy walczyli jeszcze dalej od sceny, niż my
używając do tego zdobytej broni. Dziewczynka schowała się poza miastem,
czekając na resztę za bramą. Zobaczyłam wszystkich których chciałam widzieć,
chociaż tyle dobrego spotkało mnie w tej sytuacji.
Ale nie tylko to ujrzałam. Dostrzegłam również jasne ostrze pędzące ku mojemu brzuchowi. Nie miałam czasu osłonić się mieczem bądź uniknąć cięcia, ale Chevalion miał. Rzucił się w prawą stronę, osłaniając mnie. Zobaczyłam czubek ostrza wyłaniającego się z jego pleców i znikający nim Chevalion osunął się na ziemię. Upadłam na kolana, patrząc mu w oczy.
- Jesteś warta więcej niż pięć tysięcy i moje życie razem wzięte… - usłyszałam jego ostatnie słowa.
Zamknął oczy.
Łza spłynęła mi po policzku.
Walczący zamarli.
Alera zaczęła się śmiać.
Odwróciłam się. Jak oni w ogóle mogli?
Spojrzałam na Alerę – to jej wina!
- Silvare! – wrzasnęłam wciąż płacząc.
Illanie uciekli poza bramę. Reszta nie mogła, nie wiedziała.
Nie myślałam, za wiele straciłam.
Działałam.
Wzleciałam wysoko ponad nich. Z wściekłością otworzyłam swoją smoczą paszczę. Poczułam ogromne ciepło. Z gardła wyłonił się ogień, paląc wszystkich poniżej. Życie Chevaliona za ich życie!
___________________________________________
Wiem, że rozdział jest dość brutalny, wybaczcie, aczkolwiek trzeba mieć świadomość, że tak kiedyś było, za czasów średniowiecza.
Śmierć Chevaliona...
Czy Ilea zareagowała waszym zdaniem słusznie, czy może powinna to zrobić inaczej? Oczywiście wiadomo, emocje "wzięły górę", ale jednak...
Ogólnie rzecz biorąc: podobał wam się rozdział? A może coś było nie tak? Zapraszam do komentowania!
Ale nie tylko to ujrzałam. Dostrzegłam również jasne ostrze pędzące ku mojemu brzuchowi. Nie miałam czasu osłonić się mieczem bądź uniknąć cięcia, ale Chevalion miał. Rzucił się w prawą stronę, osłaniając mnie. Zobaczyłam czubek ostrza wyłaniającego się z jego pleców i znikający nim Chevalion osunął się na ziemię. Upadłam na kolana, patrząc mu w oczy.
- Jesteś warta więcej niż pięć tysięcy i moje życie razem wzięte… - usłyszałam jego ostatnie słowa.
Zamknął oczy.
Łza spłynęła mi po policzku.
Walczący zamarli.
Alera zaczęła się śmiać.
Odwróciłam się. Jak oni w ogóle mogli?
Spojrzałam na Alerę – to jej wina!
- Silvare! – wrzasnęłam wciąż płacząc.
Illanie uciekli poza bramę. Reszta nie mogła, nie wiedziała.
Nie myślałam, za wiele straciłam.
Działałam.
Wzleciałam wysoko ponad nich. Z wściekłością otworzyłam swoją smoczą paszczę. Poczułam ogromne ciepło. Z gardła wyłonił się ogień, paląc wszystkich poniżej. Życie Chevaliona za ich życie!
___________________________________________
Wiem, że rozdział jest dość brutalny, wybaczcie, aczkolwiek trzeba mieć świadomość, że tak kiedyś było, za czasów średniowiecza.
Śmierć Chevaliona...
Czy Ilea zareagowała waszym zdaniem słusznie, czy może powinna to zrobić inaczej? Oczywiście wiadomo, emocje "wzięły górę", ale jednak...
Ogólnie rzecz biorąc: podobał wam się rozdział? A może coś było nie tak? Zapraszam do komentowania!
Bardzo mi się podobało. Czekam na nn :* Furt
OdpowiedzUsuńCieszę się. ;)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńKiedy tylko przeczytałam o zakapturzonych postaciach wiedziałam, że zbliża się odsiecz. Potem miałam przeczucie, że ktoś umrze. Zachowanie Ilea było w pełni uzasadnione, tylko boję sie, że jej czyn może wywołać jakąś wojne.
No cóż. Nie będę gdybać, tylko poczekam na kolejny rozdział. ;)
Pozdrawiam. :)
P.S. Coś nie mogę się zalogować na google.
Claire
Chciałam jeszcze dodać, że styl Twojego pisania staje się coraz bardziej...hymmm...profesjonalny. Choć to słowo nie oddaje w pełni tego co mam na myśli, a o tak późnej porze nie zbytnio chce mi się myśleć. ;)
OdpowiedzUsuńClaire
Dziękuję. Cieszę się bardzo, że was to zaciekawiło i oczywiście że pojawiają się takie miłe komentarze.
OdpowiedzUsuńW związku tym, że pojawiają się sugestie ( od osób, które znam w rzeczywistości ) że za szybko dodaję rozdziały - będę je dodawać co 2 tygodnie - każdy będzie miał szansę nadążyć. ;)
Dziękuję za taką wspaniałomyślność. :)
UsuńAle możesz dodawać normalnie, ja przeczytam, tylko w swoim czasie. :)
Tak długo czekałaś, że w końcu się zebrałam w sobie i przeczytałam.
OdpowiedzUsuńBitwy są brutalne itd., ale w twoim wykonaniu mogłabym czytać je wciąż i wciąż.
Aż się dziwię dlaczego ona się wcześniej nie zamieniła w tego smoka?
Aż mi się łezka zakręciła w oku.
Chevalion bohater! :)
Czekam na dalsze losy.
Ściskam i weny!
Dziś nie dodam bo nie wszystko jest jeszcze gotowe... Czyli mówisz, że chcesz więcej krwawej jatki? Ja na razie przetrzymam ją "na czarną godzinę". Aż dwa razy powtórzyłaś "aż". Cieszę się, że ci się spodobało...
UsuńNawzajem. ;)
Hej :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ♥ Wybacz, że dopiero teraz komentuje, ale nie miałam wcześniej czasu. I te bitwy ahhh mega mi się podobały.
Czekam na next
Pozdrawiam ciepły i weny!
Aqua
Zapraszam na 11 rozdział :)http://aquasenshi.blogspot.com/2014/03/rozdzia-11.html i na zwiastun
Dziękuję. Cieszę się, że ci się spodobał. Zwiastun już widziałam. ;)
UsuńO nie! Naprawdę!? Naprawdę go uśmierciłaś!? Powiedz, że to żart... Nie wierzę... Kurde to była niewątpliwie moja ulubiona postać. Nie dość, że wysportowany, silny, męski to jeszcze niesłychanie odważny. Kto inny byłby w stanie dwa razy posyłać samego siebie na śmierć dla jakiejś tam dziewczyny. To co zrobił wczesniej było niewiarygodne, a teraz powtórzył ten czyn. No nie... W tym momencie straciła Anioła Stróża. Teraz kto ją będzie bronił?
OdpowiedzUsuńCo do jej zachowania... Nie wiem czy zrobiła dobrze. Jeśli były tam sami ludzie pokroju tych kupców albo Alery to dobrze zrobiła! Niech giną szmaciarze. Ale jeśli byli tam też niewinni ludzie to mocno przegięła. Nadal nie mogę otrząsnąć się po jego smierci!
Życzę weny, a w wolnej chwili zapraszam do siebie, gdzie pojawił się już kolejny rozdział;)
"nam za żadną grę aktorką…" - aktorską
Nie myśl, że wycofam go z fabuły. Teraz na prawdę będzie Aniołem Stróżem.
Usuń