Znajdowałam się w ciemnym, kwadratowym pomieszczeniu. Było tu tak duszno, że miałam kłopoty z oddychaniem. Podłoga została wykonana z czarnego, nieznanego mi kamienia. Drżałam od jego chłodu kontrastującego z wysoką temperaturą powietrza panującą wewnątrz.
Nie
wiedziałam właściwie, dlaczego tu trafiłam. Byłam na łące, opierając się o pień drzewa, kiedy nadjechali jeźdźcy na białych koniach. Wiedziałam, że wysłała ich moja matka. wspaniałych i dzielnych rumaków
nie można było spotkać nigdzie indziej, niż w jej stajni. Wspomnieli jedynie, że ktoś doniósł na
nią królowej, ale co i dlaczego powiedział pozostało niewypowiedziane. Mimo, że
próbowałam, nie mogłam znaleźć racjonalnego powodu mojego pojmania.
To nie
jest normalne, zwłaszcza że jestem córką władczyni tej krainy, tego państwa.
Raczej nie powinnam spędzać całego czasu w celi. Żadną córkę ani żadnego syna
władcy jeszcze coś takiego nie spotkało. Ja byłam pierwsza, zostałam
jedynym wyjątkiem. Wcale mnie to nie zdziwiło. Jestem tu czarną owcą,
niebieskim ptakiem. Tak mnie tu traktują, nawet matka, królowa, która wcale nie
zachowuje się jak ktoś ze mną spokrewniony. Zawsze zachowywała się, jakby mnie
nienawidziła, traktowała gorzej niż wroga. Mam wrażenie, że po prostu chciała
uprzykrzyć mi każdą chwilę mojego życia. Nie zawsze tak było. Kiedyś była miła i zawsze mogłam na nią liczyć. Nie wiem, co tak bardzo ją zmieniło.
Jeszcze
raz szarpnęłam się w więzach, nic to jednak nie dało. Chociaż mogło się to wydawać
śmieszne, moje nadgarstki były przytrzymywane przez korzenie drzew, mocno
niczym najtrwalszymi kajdanami. Nie mogłam wyrwać się z ich uścisku,
udaremniały one moje próby uwolnienia
się. Nienawiść od puszczy rosnącej nad celą wydawała się niemal namacalna. Czułam
jednak, że nie jest ona skierowana do niej.
Drzwi
otworzyły się z hukiem gdy do celi wszedł elf o długich, jasnych włosach i
ciemnych oczach. Nosił ubranie barwy kory akacji. Skórę miał jasną, zupełnie
tak, jakby słońce nigdy nie paliło jego skóry swoimi promieniami, co było
dziwne zwracając uwagę na to, że elfy raczej nie unikają przebywania na
zewnątrz swoich domów. Nawet korony najstarszych drzew przepuszczają trochę
światła do przestrzeni pod nimi.
- Jesteś znienawidzona przez nasz lud ze względu na swoje czyny
– oznajmił. - Zostałaś skazana. Będziesz
walczyć z naszymi najlepszymi wojownikami. Będzie ich czworo, każdy nadjedzie z
innej strony świata. Będą uzbrojeni w różne bronie. Ty nie dostaniesz żadnej.
Będziesz musiała sama ją zdobyć. Wszystko odbędzie się o świcie. Walka będzie
oczywiście na śmierć. Nikt nie okaże litości. Zapamiętaj to sobie, zdrajczyni.
Nie licz na to, że kogokolwiek pokonasz. To świetni i doświadczeni wojownicy,
nie możesz się z nimi równać.
- Doskonale zdaję
sobie sprawę z tego wszystkiego. Nie myślcie jednak, że się poddam. Będę
walczyć, dopóki starczy mi na to sił, a może jeszcze dłużej – odpowiedziałam
tonem, którego uczono mnie podczas niezwykle nudnych lekcji, przeznaczonym do
oficjalnych rozmów.
- Rozumiem – odpowiedział elf patrząc na mnie, jakbym była
czymś obrzydliwym. – Spodziewałem się czego takiego po kimś… po kimś takim, jak
ty.
Po tych słowach wyszedł. Drzwi do celi same się za nim
zamknęły, posłuszne jego niewidocznym rozkazom, lub myślom.
Westchnęłam
cicho. Walcząc z jednym wojownikiem pokroju tych, o których mówił elf może
miałabym szansę… jeśli dopisałoby mi szczęście. Elf wyraźnie powiedział, że przeciwników
będzie kilku. Przeżyję najwyżej kilka minut, chyba, że ktoś jej pomoże. Nie
było jednak takiej możliwości, nie brałam jej nawet pod uwagę, zważając na to,
że elf nazwał mnie „zdrajczynią”. Nie wiedziałam, co miał na myśli tak mnie
nazywając, ale najwyraźniej zawiniłam nawet o tym nie wiedząc.
Zdałam
sobie sprawę, że zasnęłam, gdy obudziły mnie otwierające się drzwi. Jej serce
podjęło szaleńczy rytm. Już ranek? Nie dało się tego określić w ciemnej celi,
skoro jednak wyjście z mojego więzienia
stało otworem, zapewne ta wczesna pora dnia już nastała. A więc nastał mój
czas. Spojrzałam w stronę drzwi zamykających się za wchodzącą do tej części
lochu postać.
Do
komnaty wcale nie wszedł elf. Jego ciemne, niemal czarne źrenice niczym szparki
wpatrywały się we mnie.
Przyszedłem, by ci
pomóc usłyszałam głos w swojej głowie, najprawdopodobniej należący do
stojącego przede mną elfiopodobnego młodzieńca.
- Jak? – wyszeptałam, pełna
nadziei, że gość odpowie.
Kiedyś, tak bardzo dawno
temu, że zapewne tego nie pamiętasz, pomogłaś nam – zaczął. – Kiedy umrzesz, zamienisz się w smoka aby
pofrunąć do niebios i zalśnić jako gwiazda, jednak to nie stanie się w
najbliższym czasie, osobiście tego dopilnuję. Pomogłaś Nam, a My pomożemy
tobie. Włóż to.
Nacisk korzeni na moje nadgarstki zelżał, a potem więzy
puściły mnie. Spojrzałam na posadzkę przed sobą. Leżała na niej czarna zbroja i
płaszcz tej samej barwy. Był tam też miecz o niezwykle ciemnej barwie klingi i
czekan, srebrny, ozdobiony czarnymi fragmentami. Strój nawet się mi podobał,
lecz nie to się liczyło. W tym wypadku chodziło o użytkowność. Ten strój mógł
ochronić moje życie.
Założyłam strój na siebie. Kolczuga wydawała się być nie do
przebicia. Byłam pewna, że jest ciężki, kiedy jednak go założyłam, okazał się
być zdumiewająco lekki, tak samo, jak zbroja. Zdawało mi się, że nie ma stroju na
sobie.
Wrócę po ciebie, a
teraz usiądź usłyszała w swoim umyśle głos młodzieńca, kiedy ten opuszczał
celę, w której się znajdowałam.
Korzenie
natychmiast oplotły moje nadgarstki. Zdawało się, że robią to chętniej, niż
wtedy, gdy ją uwalniały. Wykonały to szybciej. Myśl, że puszcza, a przynajmniej
co najmniej jedno drzewo mnie nienawidzi napawało mnie przerażeniem. Wbrew
pozorom las jest potężny.
Zasnęłam.
Nie wiedziałam czemu, lecz wierzyłam, że młodzieniec mnie uratuje. Był
dość dziwnym osobnikiem, w dodatku cała ta gadka o smoku nie wydawała
być się rzeczywista. Poza tym, czemu miałby mnie uratować? Jednakże
wierzyłam, że on mi pomoże. To, co stało
się następnego dnia było odmienne od moich oczekiwań.
_________________________________________________________
Mam nadzieję, że wam się podoba. To nie moja pierwsza próba napisania
czegoś, jednakże pierwszy raz publikuje cokolwiek z tego, co napisałam.
Zapraszam do komentowania!
Chciałabym również podziękować Paulinie, która zmotywowała mnie do
ukazania wszystkim tego, co zwykle skrywam w moim notesie. ;) Oczywiście
również moim rodzicom, którzy poparli jej decyzję.
"Nie wiedziałam właściwie, dlaczego tu trafiłam. Byłam na łące, opierając się o pień wspaniałych i dzielnych rumaków nie można było spotkać nigdzie indziej." - to się troszkę nie klei.
OdpowiedzUsuń"Ona, Anyssa była pierwsza, została jedynym wyjątkiem. Wcale mnie to nie zdziwiło" - chyba powinno być: Ja, Anyssa byłam... Bo zmieniłaś osobę. A to dziwnie brzmi.
"Myśl, że puszcza, a przynajmniej co najmniej jedno drzewo jej nienawidzi napawało mnie przerażeniem." - puszcza mnie nienawidzi...
Błędów ortograficznych i interpunkcyjnych nie zauważyłam.
Fabuła ciekawa, jednakże po rozdziale pierwszym niewiele mogę powiedzieć.
(Chociaż wydaje mi się, że znam ciąg dalszy, chyba, że coś pozmieniałaś :D)
Dziękuję za podziękowania i gratuluję, że się w końcu odważyłaś.
Pozdrawiam i weny.
Łeee. Połowa komentarza mi się usunęła.
UsuńNo to dopiszę tutaj.
"Mam wrażenie, że po prostu chciała uprzykrzyć mi chwilę." - mi życie chyba.
"Czułam jednak, że nie jest ona skierowana do niej." - do kogo?
"- Jesteś znienawidzona za nasz lud ze względu na swoje czyny " - przez nasz lud
"Nie wiedziała, co miał na myśli tak ją nazywając, ale najwyraźniej zawiniłam nawet o tym nie wiedząc." - nie wiedziałam...
"Kiedyś, było tak dawno temu, że zapewne tego nie pamiętasz," - tu tez mi coś nie gra. :(
"Płaszcz wydawał się być nie do przebicia." - Płaszcz?
A ten młodzieniec wydaje się całkiem fajny. Ciekawe czy dobrze pamiętam, kim on był.
PS. I błagam cię nie zrób tutaj jakiejś rzezi. :)
Coś mi się nie zapisało i dlatego zostały błędy. Jutro rano postaram się je wyłapać. Dzięki za zwrócenie mi na nie uwagi. ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTwój komentarz został usunięty. Bez obrazy, ale... chociaż w sumie to możesz się obrazić. ( mam nadzieję, że tak nie będzie ) ale od spamowania jest jedynie spam, co jest tam podkreślone.
OdpowiedzUsuńZakładki bohaterów nie zrobię, bo każdy musi sam odkryć postacie, jeśli podam wszystko na tacy to to odrobinę straci sens. ;)
myślę, że mojego komentarza nie powinnaś usuwać mimo, że dodałam link do swojego opowiadania co robisz większość blogerów :)
Usuńwyraziłam szczerą opinię na temat opowiadania i po prostu wspomniałam o swoim.... no ale co kto woli :)
Zapowiada się ciekawie. Piszesz tal lekko, interesująco. Chodź elfy i tego typu stworki to nie moja bjka, ale myślę, że dla twojego opowiadania zrobię wyjątek. ;)
OdpowiedzUsuńŚliczny szablon *.*
Dziękuję. ;) Cieszę się, że ci się spodobało.
OdpowiedzUsuńTak na prawdę to ona nie jest elfką, ale więcej rąbka tajemnicy nie uchylę.
Niesamowite opowiadanie. Przeczytałam już wiele blogów i Twoje bardzo się wyróżnia, ma w sobie "to coś" ;D
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńTwój blog od dawna jest zapisany na liście blogów do przeczytanie. Jednakże nigdy nie miałam wystarczającej ilości czasu, aby owe blogi odwiedzić, nie mówiąc już o przeczytanie. Dziś nastąpiła solidna mobilizacja, dlatego też wpadałam i przeczytałam pierwszy rozdział. Strasznie ciekawie się zaczyna.
Nie rozumiem jak matka może odrzucić, a raczej odpychać swoje dziecko. Ta scena w lochu, kurde kto to był!? Muszę wiedzieć. Hmm.. jakiś młodzieniec? Czy aby przypadkiem nie pojawi się wątek miłosny? OBY!
PS. Zapraszam również do siebie:
http://vampireandmillionaire.blogspot.com/
(Preferuję czytanie za czytanie)